Miesiąc temu wybrałem się razem z małżonką do SDK-u na warszawskiej starówce na warsztaty malarskie, które organizował nasz klub DĘBOWA_TARCZA.
Malowaliśmy figurki Barbarzyńców z Frostgrave, poskładanych przez Tomka "Kapitana Haka".
Warsztaty prowadziła jego utalentowana małżonka Natalia "Skavenblight", z której relacją z warsztatów możecie zapoznać się na naszym_klubowym_blogu.
Długo nie mogłem się zebrać żeby, dokończyć te figurki. W końcu przed kolejną edycją warsztatów udało mi się wygospodarować trochę wolnego czasu i domalować te modele. Póki co jeszcze bez podstawek - czas gonił chciałem się wyrobić przed drugą edycją warsztatów. Ale są, zapraszam do czytania oraz oglądania.
W malowaniu miałem dosyć długą przerwę. Żeby nie skłamać paro letnią, więc była to pierwsza figurka malowana na tzw przypomnienie skilla, i aby na nowo otrzaskać się z farbkami i pędzelkami.
Była to też moja pierwsza figurka non-gw, od bardzo dawna.
Nie nastawiałem się na jakieś fajerwerki, wyszedłem z założenia że ma wyjść figurka do grania czyli taki zwyczajny poziom tabletop z widocznymi detalami.
Natomiast moja Agnieszka malowała figurkę pierwszy raz w życiu, więc tu mogło być różnie.
Tak naprawdę, gdy przysiadłem do figurek to okazało się, że mam stosunkowo niewiele do poprawienia. Ot trzonek od jednej broni był po wewnętrznej stronie niedomalowany, co zwalam na zwykłe przeoczenie i słabe światło w sdq.
Największa negatywna niespodzianką był fakt, że obie figurki stały się leciutko chropowate. Wcześniej nie miałem takich przypadków, używam starej palety citadelek i razem z nią washy i starych glaze'ów. Czy to możliwe że farbki były za słabo wymieszane i stąd taki efekt?
Najważniejsze były jednak do dokończenia oczy. W szczycie mojej formy malarskiej pamiętam że trzaskałem je bez najmniejszego problemu. W figurkach North Star Miniatures odniosłem wrażenie ze oczodoły są zwyczajnie mniejsze niż w figurkach gw. Sprawiły mi trochę trudności i troszkę się przy nich napociłem.
Ponieważ malowaliśmy barbarzyńców, oboje poszliśmy w typowo skandynawsko-wikingowską kolorystykę. Agnieszka zmalowała rudzielca, a ja blondyna.
Obie figurki prezentują się następująco:
Figurką mojej małżonki jestem bardzo pozytywnie zaskoczony i mam nadzieję, że uda mi się ja namówić w przyszłości na jakieś wspólne-domowe "warsztaty malarskie" ;) . Ma potencjał, a po warsztatach stwierdzam, że w towarzystwie maluje się dużo przyjemniej :) .
Zmalowane przez nas ludki przydadzą się do Frostgrave, w którym będą robiły za zwykłych wojaków albo innych tropicieli czy rangerów.
Taka to już "niesprawiedliwość", że dziewczynom dużo lepiej wychodzi malowanie. ;)
OdpowiedzUsuńMój barbarzyńca jest aż tak tragiczny? :P
UsuńGdzież tam, mój komentarz nie był w żadnej mierze personalnie skierowany do ciebie. Ot takie moje zawistne spostrzeżenie, że choćby nie wiadomo jak długo chłop malował, to przyjdzie dziewczyna i będzie malować lepiej. ;)
UsuńPodobno to kwestia doświadczenia, że dziewczęta więcej się malują ale ja tam nie wiem. ;)
Taaa qc, jak ja nie umiem równej kreski na oku eyelinerem zrobić, prędzej oczy na figurkach 15 mm zrobię :P
UsuńMoże złym pędzelkiem się malujesz. ;)
UsuńKolejny dobry dowód na to, że te warsztaty naprawdę okazały się owocne - Twój powrót do malowania, debiut Agnieszki, dwie figurki do przodu i chęć do malowania kolejnych :)!
OdpowiedzUsuńWcale Ci Twój ludek źle nie wyszedł, no ale debiut Agnieszki - oceniany jako debiut - wiadomo, że piorunujący :) Dobrze, że dokończyliście figurki w domu. Szkoda, że Aga jutro nie jedzie na warsztaty, ale rozumiem, że średnio już się czuje na siłach.
OdpowiedzUsuńMoja małżonka ma już skille typu eyeliner master, pazur master level pro itp. Wiec może to się na figurki przekłada... ;) :D
UsuńWyszło super, a dziś jeszcze lepiej- super free hand na tarczy ci wyszedł :)
OdpowiedzUsuńDzięki Michał, może z malowaniem jest jak z jazda na rowerze - jednak się tego nie zapomina :) ;)
OdpowiedzUsuń